Okej, nie będę Was męczył – spójrzcie na tego latającego fuck’a… Tylko, jeśli znacie języki obce, nie bierzcie tego do siebie. Znacie mnie, jestem przecież kulturalnym gościem, który ma słabość do gadżetów, a ten coś w sobie ma, nieprawdaż? :-)
W głowach co dociekliwszych osób z pewnością właśnie pojawiło się pytanie: co ten gadżet ma wspólnego z obchodzonym dzisiaj świętem. Zgoda – trochę naciągane, ale sami spójrzcie: jest to zabawka latająca, przypomina helikopter, każdy cywil może mieć go w domu i… jest na pilota! :-) To ostatnie chłopaki lubią najbardziej. :-) Zawsze marzyłem o tym, by usiąść za sterami maszyny latającej i wznieść się w powietrze… Niestety, lęk wysokości skutecznie mi to uniemożliwia, stąd też mam masę radochy, ze mogę obserwować z dołu akrobacje mego latającego fuck’a, którym sam mogę posterować. :-) Jeśli nigdy jeszcze nie bawiliście się takim gadżetem, koniecznie spróbujcie! Dobra zabawa gwarantowana! Zwłaszcza, kiedy można obserwować miny osób, obok których przelatuje czarny napis „fuck”… Tego się nie da opisać! :-)
Latający fuck to także sposób na to, by móc sobie ulżyć w sytuacji, kiedy na usta aż cisną się słowa na „K”, „H” czy jeszcze inne bardziej ekspresyjne. Wystarczy uruchomić maszynę i już wiadomo, co nam ślina na język niesie… :-) Zachęcam jednak, byście umiejętnie go używali – niektórym bowiem zabawka może wydać się zbyt kontrowersyjna…
Ale co tam! Do odważnych świat należy! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz